Świętowanie kojarzy mi się z suto zastawionym stołem i zdecydowanie za dużą ilością jedzenia – na talerzu i w żołądku. Tak przeżywa uroczystości zdecydowana większość moich bliskich: rodziny, przyjaciół i znajomych. I zazwyczaj, jak już dotrzemy do rzeczywistości poświątecznej, czujemy niesmak z powodu przesady. Doskonale znam ten moment, kiedy wiem, że już zjadłam wystarczająco, ale nie jestem w stanie odmówić sobie kolejnego kawałka pysznego maminego sernika. A potem pojawiają się wyrzuty sumienia, mdłości i z radości oczekiwania na rozkoszowanie się smakiem ulubionej potrawy zostaje tylko mgliste wspomnienie. Jak znaleźć równowagę w świątecznym szaleństwie, ale też zwykłym życiu. Okazuje się, że sposób na to znał ks. Krzysztof Grzywocz i zupełnie nieświadomie promował chrześcijański slow life.
Dużo nie nasyci!
Nie pamiętam, co najbardziej smakowało mi w ostatnie święta. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, która z potraw była dla mnie wyjątkowa. Pamiętam za to dokładnie pewien upalny dzień kilka lat temu w czasie pieszej pielgrzymki do Częstochowy i smak pierogów z jabłkiem, którymi poczęstowała nas ciocia jednej z pątniczek. Było nas dużo, więc każdy dostał tylko po dwa. Ale ten smak mam w ustach i w sercu do dzisiaj. Może dlatego, że jadłam je w zmęczeniu, po 30-kilometrowym marszu w lejącym się z nieba ukropie? Okoliczności z pewnością miały wpływ na moje wrażenia, ale jestem przekonana, że gdyby ktoś wcisnął we mnie kilogram tych pierogów, to nawet w zmęczeniu i upale nie sprawiłoby mi to przyjemności. I pewnie nie pamiętałabym smaku, tylko swoje samopoczucie po wszystkim.
Jak poczuć smak życia?
Kiedy przeczytałam książkę ks. Krzysztofa Grzywocza „Jak smakować życie”, podobnie jak ten smak jabłkowych pierogów, w moje serce wpadło kilka wyjątkowych fragmentów, których nie chciałabym za nic zapomnieć. „Kto chce posmakować wszystkiego, niczego nie poczuje” – zdanie niby oczywiste, a jednak odkrywcze. To, co powoduje, że nasze życie traci smak, to właśnie przesyt. Zupełnie jak oglądanie całego sezonu serialu w jedną noc – zaspokoi wprawdzie ciekawość, ale podobnie jak zjedzenie za dużo, może powodować mdłości, niestrawność i złe samopoczucie.
Wisienka na torcie
Podobno ks. Krzysztof był wielkim orędownikiem prostoty i ubóstwa. Słyszałam, że lubił zjeść jedno ciastko z jedną wisienką na wierzchu, żeby potem rozkoszować się cały dzień wspomnieniem smaku i cieszyć się nim przez resztę dnia. Z tego powodu wolał odmówić kolejnego kawałka, nawet jeśli mu smakowało. Tak właśnie rozumiał ubóstwo. Tak też o nim opowiadał. Dzięki jego słowom zobaczyłam piękno ubóstwa i zrodziło się we mnie pragnienie, żeby go doświadczyć, żeby przetłumaczyć trend slow life na język chrześcijaństwa. Wcześniej ubóstwo kojarzyło mi się pejoratywnie i gdyby ktoś powiedział mi, że pewnego dnia będę świadomie do niego dążyć, pewnie mocno bym się zdziwiła, o ile w ogóle bym uwierzyła. Jednak przekonało mnie to, że w ubóstwie wcale nie chodzi o biedę i nędzę (z czym do tej pory niesłusznie kojarzyło mi się to słowo). Po prostu myliłam ubóstwo z nędzą.
Wartość ubóstwa, bieda nędzy….
Nędzarz to człowiek, który ma wiele, ale wśród tej mnogości gubi to, co najważniejsze. Ubogi to osoba, która otacza się w życiu rzeczami pierwszorzędnymi, najważniejszymi; rozkoszuje się nimi i korzysta z nich w razie potrzeby. Takie życie daje radość, taka codzienność – złożona z wybranych, najlepszych rzeczy – pełna jest niezwykłych przeżyć. Jako ludzie intuicyjnie do tego dążymy. Może dlatego popularnością cieszy się ostatnio minimalizm i trend slow life. Pewnie też dzięki temu łatwiej nam zrozumieć, że ubogi może być bogaty! Jak mówi ks. Krzysztof – nie można przeczytać wszystkich książek i spróbować wszystkich ciast. Trzeba wybierać, każdego dnia. Nie chodzi o to, żeby doznać jak najwięcej; ważne, żeby doznać jak najlepiej. I właśnie do tego zainspirowała mnie książka „Jak smakować życie”.
Bernadeta
Książka „Jak smakować życie” dostępna w naszej internetowej księgarni katolickiej, zobacz tutaj.